BEZKRESNY PŁASZCZ

Chociaż dużo się dzieje na zewnątrz, to jednak czuję, że jesień okryła mnie swym bezkresnym płaszczem. Zanurzyłam się w jego miękkie fałdy, by w ciszy oglądać krajobrazy samej siebie. Czasem nieciekawe i mroczne, a czasem melancholijne i kuszące, by pozostać z nimi dłużej. Przebywając w tej samonapędzającej się, bezczasowej przestrzeni zagubiłam natchnienie. Nie do końca akceptując jego uśpienie, staram się go obudzić. Wyszukuję więc dla niego znajome impulsy, próbując przypomnieć sobie czym rozpalały się ogniska, z których zakwitały odczucia, potem słowa, tańczące radośnie na kartkach. Żmudna i raczej bezowocna to praca. W końcu poddaję się, godząc się na stan spoczynku i jesienne porządki. A natchnienie jeśli zechce, to powróci samo. Wiem, że bardzo lubi niespodzianki. POCAŁUNEK WENY W leśnym wymiarze zniknę niespodzianie w ciągu dnia. Nie odnajdziesz mnie na żadnej z dróg, lecz w ciepłym promyku, co zakwitnie na policzku w chłodną noc. ZESTROJENIE W powiet...