WĘDRÓWKI POZA CZASEM - PRZEBUDZENIE
https://mariuszmigalka.pl/ |
Pewnego poranka, kiedy ja i moje natchnienie spaliśmy jeszcze - tak z na wpół otwartymi powiekami - wydarzyło się coś nie zupełnie ziemskiego. Odwiedził mnie sympatyczny smok, który bardzo chciał, abym opisała historię jego życiowej wędrówki. Nie od razu wyjawił mi wszystkie swoje przygody, jednak już pierwsze słowa zafascynowały mnie do tego stopnia, że zgodziłam się bez wahania. Wkrótce zrozumiałam dlaczego ta opowieść jest ważna i że nie chodzi tu tylko o smoka.
Podobnie jak mój wyjątkowy przyjaciel, również i ja będę snuła tę opowieść powoli. A dzisiaj zaprezentuję jej pierwszą część.
Oto część pierwsza bardzo nieoczywistych "Wędrówek poza czasem", do których piękne ilustracje wykonał Mariusz Migałka (https://mariuszmigalka.pl/; https://www.whitecoalstudio.com/):
CZĘŚĆ I
PRZEBUDZENIE
W głębokiej, dostojnej puszczy wyściełanej mchem i paprocią, obudził się młody smok. Nie wiedział kim jest i dlaczego znajduje się w starym, szepczącym konarami lesie. Pewien był tylko tego, co czuje, a była to silna potrzeba podróżowania.
Pragnienie związane z przemieszczaniem się i doświadczaniem nowego sprawiło, że nie zabawił długo w miejscu swego przebudzenia. Wkrótce pożegnał czule swe schronienie i odznaczył pierwsze ślady stóp na nie uczęszczanej, tajemniczej trasie.
Zmieniające się krajobrazy w kolorze dnia i nocy, prastare drzewa i cudowna roślinność dziwiły i zachwycały go jednocześnie. Pragnął przywitać się z każdym drzewem, dotknąć wzrokiem każdego z kwiatów, zajrzeć w każde zagadkowe miejsce i bezustannie wdychać zapach ziemi. Wszystko to sprawiało, iż wędrówka dostarczała mu wiele przyjemności.
Z czasem jego zapał i radość coraz bardziej słabły. Powoli zaczął odczuwać, napływającą falami, niewytłumaczalną tęsknotę i samotność. Wprawdzie las był pełen zwierząt i innych leśnych stworzeń ale one jedynie przyglądały mu się z zaciekawieniem, gdzieś z ukrycia, jakby na coś czekały. Mogło to być coś, o czym smok jeszcze nie wiedział i czego nie był w stanie się domyśleć.
Wędrował za dnia, a nocą odpoczywał w ramionach dzikiej, szemrzącej natury. Jednak pewnego wieczora, pomimo zmęczenia był niespokojny. W jego głowie wirowało mnóstwo pytań, zwątpienie i ogromna potrzeba bliskości drugiej osoby. Sen nie nadchodził. Nagle gdzieś niedaleko usłyszał trzepot skrzydeł, który narastał i narastał, dopóki nie ucichł tuż nad jego głową. W gęstej i pełnej napięcia ciszy zaangażował wszystkie zmysły, niemal przestał oddychać. Całym sobą wyczuwał, że za chwilę coś się wydarzy.
- Witaj mały smoku – czyjś ciepły głos wtargnął znienacka w nieznośną ciszę. Smok zerwał się z leśnego posłania, próbując za wszelką cenę dostrzec autora słów.
- Kim jesteś? - zapytał, pragnąc jednocześnie, aby to pytanie zabrzmiało bardzo odważnie.
- Mam na imię Solas i będę przewodniczką w twej niezwykłej podróży. Na Ziemi przybrałam postać sowy, która właśnie stoi przed tobą – usłyszał zaskakującą odpowiedź. Po tych słowach jego oczom ukazała się duża, biała sowa jakiej nigdy w tym lesie nie widział. W tym momencie spłynęła na niego świadomość jak mało dotąd widział, nawet jeśli ciągle wszystko obserwował.
- Właściwie to nie wiem dlaczego wybrałem się w tę podróż i kim tak naprawdę jestem, nawet nie znam swego imienia. Gdzie jest mój dom? Czy pomożesz mi tam wrócić? - zaczął zadawać pytania już bez udawania kogoś odważnego, którym w istocie w tamtym momencie się nie czuł.
- Twe imię to Doran, co znaczy "ten, który ma ducha wędrówki". Pochodzisz z całkiem innego wymiaru mały smoku i powinieneś być świadomy, że ten las to nie wszystko, co istnieje. A ty nie jesteś małym, nieśmiałym zwierzątkiem. Obudziłeś się tutaj, aby odkryć swą prawdziwą naturę i wypełnić ważną misję. Tak więc widzisz, że to jeszcze nie czas na twój powrót do domu.
Odpowiedź Solas wywołała zamieszanie w jego głowie i zrodziła kolejne pytania. Pomimo, że poczuł się jeszcze bardziej zagubiony, to obudziła się w nim również ciekawość.
- O jakiej misji mówisz? Przecież ja zupełnie nic nie potrafię, nie znam tu nikogo.
- Masz wiele darów i niezwykłą moc, którą wkrótce odkryjesz. A kiedy już tego dokonasz, będziesz przypominał innym istotom o ich własnej, zapomnianej mocy. Będą wówczas śpiewały pieśni, które mają w swoich sercach. Cudowne pieśni o tym, że samotność nie istnieje, bo każdy jest połączony z niekończącym się źródłem miłości. Twoim zadaniem jest dotarcie do tych, którzy potrzebują wsparcia. Twe stopy i skrzydła zawiodą cię wszędzie tam, gdzie brakuje magii i nie ufa się wyobraźni. Przywrócisz istotom zaufanie do ich wewnętrznego głosu, będąc zwiastunem zmian w ich codziennym, nazbyt materialnym życiu.
- Och sowo! To bardzo trudne i odpowiedzialne zadanie dla kogoś, kto dopiero się obudził i zna tylko ten las. Jak mam to uczynić?
- Chociaż jeszcze o tym nie wiesz, to pomocne będą ci żywioły. Do ciebie należy w jaki sposób posłużysz się nimi w swej misji. Pamiętaj, że to, co nie jest oczywiste i wyraźne, może być bardzo istotne. Bądź otwarty na nowe doznania. Nie jesteś zwykłym zwierzęciem Doranie. Wiedza przyjdzie do ciebie w snach i na jawie, pozostań tylko uważny. Nie jesteś sam kochany smoku, nigdy tak nie myśl i nie pozwól, aby inne istoty tak myślały o sobie.
- Wspomniałeś coś o skrzydłach, a przecież ja ich nie posiadam.
- Skrzydła będą darem na ścieżce rozwoju. Cierpliwości Doranie – odpowiedziała Solas i uśmiechnęła się w taki sposób, że wszystkie troski, wątpliwości i ciężar nowo poznanej misji stały się prze chwilę lekkie niczym piórko.
Zakręciło mu się w głowie, która miała poważne problemy z przyswojeniem tylu informacji na raz. Nawet zastanawiał się przez chwilę, czy aby na pewno o nim mowa i czy to do niego należy dokonanie tych nadzwyczajnych czynów. Pragnął odepchnąć od siebie to wszystko, niczym przeszkodę zagradzającą mu drogę do beztroskiego, radosnego życia.
Mimo wątpliwości i rozterek Dorana, słowa białej sowy trafiły do właściwego zwierzęcia. Chociaż jeszcze o tym nie wiedział, to w skutek tego niezwykłego spotkania, wykiełkowało w nim maleńkie ziarnko ponadczasowej pamięci i wiedzy. Dlatego też poczuł w sobie dziwny zapał, niczym rozpalający się ogień.
Sowa znikła tak niespodzianie, jak się pojawiła. A on długo jeszcze siedział na zwalonym, obleczonym mchem pniu, całkiem wybity z rytmu swej dotychczasowej wycieczki. Utrudzony bardziej myślami, niż na ciele zasnął w końcu nie zrobiwszy ani kroku dalej.
Komentarze
Prześlij komentarz