LETNIE WYPRAWY
LETNIE WYPRAWY
Nie byłam pewna jak przebiegną i zakończą się moje pierwsze długie, samotne wyprawy, ale podjęłam te wyzwania. Mówi się, że do decyzji trzeba dojrzeć ale moim zdaniem, to nie wszystko. Kiedy nadejdzie czas na jej podjęcie, wypada docisnąć siebie do maty w ten sposób, aby już nie mieć wyjścia i wymówek. Zrobiłam to po trosze z chęci zmiany, ciekawości, jak również sprawdzenia się. Zdaje się jednak, że głównym powodem był lęk i opór przed takimi podróżami. Nie chciałam przejść z tym do porządku dziennego, zignorować i zakopać na dnie jestestwa. To był ten moment, kiedy byłam gotowa przekroczyć samą siebie. A kiedy niedosyt został nakarmiony, byłam zaskoczona swymi wcześniejszymi obawami. Przeszłam z tym do porządku dziennego. Zapisałam w sobie to doświadczenie jako wyzwolenie z ograniczających, niewidzialnych więzów.
Zdarzyło się to letnią porą, po przeżyciu bardzo nietuzinkowych, obfitujących w moc wydarzeń wycieczkach.
Celem pierwszej wyprawy była Kraina niegasnącego słońca, płonących ognisk i nieba. Upłynęła ona pod znakiem festiwalu (Dreamersland), obfitującego w niezwykłe zaskoczenia oraz muzyczne uczty z dźwiękami wypływającymi wprost z pradawnych źródeł. Nie zabrakło kontemplacji przy ogniskach i pod sceną, bycia w poczuciu jedności, w innym wymiarze... Niby nieznani a znani ludzie, niby przypadkowe spotkania, rozmowy... Na tej świętującej, radosnej polanie wszystko zdawało się być harmonią i światłem.
CZUJĘ
Z nurtem
dobrych wibracji płynę,
na fali ze szczęścia łez.
Nie wymuszam,
nie pragnę,
nie zastanawiam się - czuję.
W przestrzeni serca
odnalazłam swój dom.
Druga wyprawa, po części również festiwalowa, to morska, wielowątkowa opowieść o: mieście pełnym świateł i nieokiełznanej przestrzeni; dostojnych klifach – pozujących do zdjęć z uśmiechem lub z dostojeństwem; nietuzinkowych rozmowach zakrapianych winem; muzyce jak wulkan z opóźnionym zapłonem; szalonym wietrze i latających książkach; niezaplanowanych koncertach i napotkanej po drodze restauracji, gdzieś poza horyzontem jawy i na pograniczu snu; drinków pamięci i zapomnienia 2 w 1; wieczornym niebie pełnym niespodzianek; okrętach odpoczywających w porcie; zawieszonym czasie, pomiędzy rytmem kojących fal; nieokiełznanej radości do łez. Było tam również wielkie, wzburzone falami lustro, w które zerkałam niechętnie raz po raz, aż zatopiłam w nim na dobre wzrok świadomości. Chociaż go nie zapakowałam do walizki, wróciło do domu razem ze mną i nadało życiu nowy bieg.
DROGI MORSKIE
Dobrze jest błądzić
morskimi ścieżkami,
na grzbietach fal
kołysać umysł.
W strukturze wody
zatapiać zmysły
i poza horyzont
wytężyć wzrok.
Kiedy już wybierzemy się w taką samotną podróż, wiele może nas zaskoczyć - zarówno dokoła jak i wewnątrz nas. Egzystując w dobrze znanym środowisku, pośród tych samych ludzi i w ramach podobnego rozkładu dnia, mamy nieco mniejsze szanse, aby poznać samych siebie. Wychodząc poza to, wybijamy się z codziennego rytmu, a standardowe programy - na jakich pracujemy, mogą nas zawieść, okazać się bardzo przestarzałe i wadliwe. Zatem taka podróż może przemeblować nasze widzenie siebie i świata. I to jest w porządku! Bo stagnacja ma niekorzystny wpływ nie tylko na nasze ciała, ale i na Wyższą Jaźń, która nade wszystko pragnie doświadczać i rozwijać się.
ZESPOLENIE
Z kształtu
własnej perspektywy
wychodząc,
postać
feniksa w locie
przybieram.
Labirynty, zamęty
i odmęty istnienia
oglądając z dystansu -
przytulam i scalam
w jeden gwiazdozbiór,
każdy aspekt siebie.
Komentarze
Prześlij komentarz